
Wynik amerykańskich wyborów od kilku dni jest już rozstrzygnięty.
Zwycięzcą są "dosypane głosy na Bidena", które tak czy inaczej staną się pożywką polaryzacji na kolejne 4 lata, zajmując w historii politycznej USA miejsce obok "fałszywego miejsca urodzenia Obamy" oraz "rosyjskich hackerów pracujących dla Trumpa".
Znany nam schemat
I ma to głęboki sens – przecież gdyby amerykański wyborca miał chwilę zastanowić się, to przecież nawet on, w głębi swego intelektu doszedłby, że na ważnym dla niego poziomie naprawdę różnice między kandydatami Demokratów i Republikanów są kosmetyczne. A tak jedni nadal będą mogli skupić się na nienawidzeniu tych drugich, nawet nie próbując wychylić się poza system. Co zresztą sprawdza się nie tylko w Największej Demokracji Świata…
I nawet radykalnie daleko posunięta polaryzacja nie wydaje się być realnym zagrożeniem dla amerykańskiego bipolu, a przeciwnie – choćby i miało dojść tam do kolejnych awantur, ba, wręcz walk na ulicach, to przecież… ludzi u nich mnogo. A takie emocje jak szybko wybuchają, tak się i wypalają, znowu bez naruszania podstaw wykonawczej dla korporacji podspółki, znanej pod znakiem towarowym USA. Co, to też wam coś przypomina? No, popatrzcie, kto by pomyślał…
COVIDostrach kontra LOCKDOWNoopór
Właściwie jedyne, co w rezultatach amerykańskiego głosowania można uznać za ciekawe – to faktycznie jego rozbieżność z sondażami, jednak z powodów odmiennych niż mają na myśli ci od razu opowiadający o fałszerstwach. Oto bowiem można niemal na pewno założyć, że kreatorzy wyników wyborczych z amerykańskich sondażowi sądzili, że mogą bezpiecznie zagrać na wysoką porażkę Trumpa - bazując m.in. na wypróbowanym w Europie strachu przed COVIDem. Prezydent USA miał polec przygnieciony dziesięciopunktową przewagą, wśród krzyków, jak to przez niego umierają ludzie, a przecież można było wszystkich (na wzór europejski) zamknąć! Tymczasem ekipa Białego Domu nie po raz pierwszy wykazała się lepszym rozpoznaniem socjologicznym i zapozycjonowała swojego kandydata jako ostatniego obrońcę gospodarki przed lockdownem i jego skutkami. Pozwoliło to Trumpowi, mimo niezrealizowania niemal żadnej obietnicy wyborczej sprzed lat czterech (może oprócz tych związanych z miłością do "Izraela") nadrobić straty i nawiązując walkę przegrać w efektownym, modnym w Stanach od paru kampanii, a opisanym wyżej stylu polaryzacyjnym.
Niezależnie od nastawienia do samego amerykańskiego cyrku wyborczego - konfrontacja tak sprofilowanych postaw pokazuje więc potencjał opozycji anylockdownowej, jeśli tylko nie ulega ona COVIDzastraszeniu i opiera mu się także/zwłaszcza na poziomie politycznym. Oczywiście też, główny nurt zaczyna się otrząsać i zaraz zapewne przeczytamy, że "Trump przegrał przez swoją nieudolność w walce z COVIDem". Fakty są jednak takie, że mimo swego fatalnego położenia pierwotnego - O MAŁO NIE WYGRAŁ dzięki krytykowaniu lockdownu. I szkoda, że tego akurat z poligonu politycznego naszego hegemona skopiować nie umiemy!
Kres systemu? Jeszcze nie, ale…
Reasumując więc – mamy do czynienia ze zbliżaniem się amerykańskiego systemu partyjnego do ostatecznego wyczerpania. Być może bowiem za cztery lata GOP na powrót wypuści do cyrku wyborczego jakiegoś establishmentowego nudziarza, a niby to przeciwnie, może nawet w trakcie nadchodzącej kampanii demokratycznego sklerotyka-pedofila zastąpi jego podhodowana na niby radykałkę zastępczyni. Niewiele to już jednak zmieni. Jasne, Ameryka jest tak wspaniałym państwem, że system potrafi tam sam wygenerować kandydatów tak antysystemowych jak Trump i tak naturalnych jak Obama, więc jeszcze długo może próbować zajmować światową uwagę emocjonującymi niczym szósta liga islandzka starciami „Marco Rubio vs. Kemala Harris” czy coś w tym guście. Realnie jednak w nieskończoność tak się nie da – nie można bez końca obiecywać „skupienia się wreszcie na problemach zwykłych Amerykanów”, przy jednoczesnym stróżowaniu i podpalaniu zarazem reszty świata. Bo jeśli Amerykanie NAPRAWDĘ sami nie zrobią u siebie porządku – to w końcu uczynią to za nich Chińczycy…
Kto górą – ten wrogiem Polski…
I już tylko zupełnie krótko – czy zmiana w Białym Domu oznacza coś dla Polski? I nie, i tak. Nie, bo lokując się w hierarchii globalnej jako ochotnicze Jeszcze-Za-Puerto-Rico nie liczymy się właściwie w ogóle w nadrzędnych celach geopolityki amerykańskiej, niezależnie od tego której z grup interesu cele będzie ona realizować. Co najwyżej może nastąpić powrót do nieco bardziej uładzonego namiestnictwa, realizowanego raczej trzcinką niż maczugą, a przynajmniej mniej jawnie, co powinno w sumie ucieszyć ostatnio kapkę upokarzaną warstwę wykonawców polityki zarządczej w Polsce. Ale i też i jakaś tam korekta jest możliwa, o ile powróci też konfrontacyjny styl amerykańskiej polityki antyrosyjskiej, co oznaczałoby dla nas ponowne przywiązanie do pancerzy US czołgów grzejących silniki na Wschód. Ktoś powie – to fatalnie, żywi z tego nie ujdziemy. Ktoś inny jednak może zauważyć, że i tak lepsze to niż obecny peryferyjny zastój, w którym znalazła się III RP. Realnie zaś, Polacy znajdują się w bynajmniej nie do pozazdroszczenia pozycji odwróconego Talleyranda – kto by nie był w Stanach górą, ten dla nas nie-nasz i wróg…
Tak czy inaczej jednak – realne zmiany polityki światowej zachodzą wszak bez naszego udziału, a w istocie i poza naszą percepcją, zostaje więc jedynie obserwować ich dalekie echa i cienie, udostępniane dla rozrywki światowej, w tym polskiej widowni.
Konrad Rękas
Konserwatyzm.pl
Gdy tak widny "um etapa".
Demokracja?
To atrapa.
Trump czy Biden.
Wszystko jedno.
To opinia.
W samo sedno.
Bo tak samo.
Nas zaboli.
I ugryzie.
Nas tak samo.
Znowu Polske.
Wychromoli.
Trump czy Biden.
Wooj czy Ramol
Jakby który z "Intelygentow" chciał przywalić za chamstwo:
Kampania Bideta przedstawia Trampka jako nieobliczalnego chama i wooja. Reprezentanta mającej ponoć upaść klasy średniej. Choć(żałują tego?) nie wywołał żadnej wojny i gospodarka nie leży jak Pan Bóg Mamon przykazał,
Z kolei kampania Trampka przedstawia Bideta jako stetryczałego, zdemenciałego i skorumpowanego do cna niby postępowca nad grobem. Reprezentującego złodziejokratów. Gotowego wywołać konflikt zbrojny aby przynajmniej tak się zapisać w Historii.
a "ludzie" to ci LGBT czyli baba z jajami albo chłop w sukience.
Ciekawy i moim zdaniem bardzo prawdziwy artykuł o Ameryce,
https://ria.ru/20201106/vybory-1583192237.html
Całość zmierza do nowego holocaustu..
w zamiarze holocaustu białych ale jak kolorowi wytrzeźwieją to będzie holocaust przebierańców z korzeniami na bliskim wschodzie..
bo Ameryka dzisiaj to twór tych przebierańców czyli globalnej mafii żydowskiej.
Wniosek?
Albo wybory rozstrzygnie ichni sąd - albo tamtejszy ogon co to psem wywija wpełznął właśnie na wyższy poziom szatańskiej przewrotności i preziem zrobi Bidena.
Aj, jaj, jaj.
Antysemitys!!!!
Nie żaden antysemityzm.
Normalny instynkt zachowania gatunku, dupku, agencie Złego.
"Demokraci" w Ameryce to odpowiednik solidaruchów w Polsce..
Tramp w Ameryce odpowiada rządowi PRL w Polsce.
Dzisiaj republikanie w USA doświadczają tego czego doświadczał Jaruzelski w PRLu. a Rosjanie w republikach ZSRR i w samej Rosji za Jelcyna.
Dzisiaj w Polsce PO to odpowiednik "demokratów" a PIS to odpowiednik republikanów.
UE jest "demokratyczna" czyli anty republikańska.
Rosja jest już republikańska...
Świat "republikański jest jeszcze zdrowy .. no może z katarem.
Świat "demokratyczny" to już ciężka choroba psychiczna spowodowana przez koszernego wirusa..prowadząca do obłędu (LGBT, poprawność polityczna, kłamstwo jako podstawowa metoda wymiany informacji,
amoralność i cynizm jako zalety polityczne ).
https://cont.ws/@Taksist1964/1827244
Wstrząsające fotki.
Pokaż mi swoich przyjaciół (politycznych) a powiem ci kim jesteś.
Wszyscy wiemy kim są przyjaciele solidaruchów... to banderowcy są przyjaciółmi i PO i PISu...
i to by było na tyle ...
dla solidaruchów banderowcy i bandyci przeklęci to tacy sami "bohaterowie" i polityczni przyjaciele.
To jednoznacznie określa kim są solidaruchy z jednej strony oraz kim byli bandyci przeklęci z drugiej strony.
.. że bandyci przeklęci nie zorganizowali "Wołynia" w Polsce ?
były małe "Wołynie" na skalę możliwości bandytów przeklętych (pojedyncze a czasem rodzinne mordy Polaków).
woli i nienawiści im nie brakowało...brakowało im możliwości .. okazji ...bo PRL się przed nimi skutecznie bronił.
No i wyszło to co wyszło, co każdy - ze swojego punktu widzenia - może podziwiać, z małym wyjątkiem w formie Białorusi, w praktycznie CAŁEJ EUROPIE. Czyli demokrację na wzór amerykański.
http://markglogg.eu/wp-content/uploads/2019/06/Not-too-Divine-Comedy-back-2.jpg
pytanie czy tacy głupi (wierzyli zachodniej propagandzie) czy w pełni świadome szuje ..zera moralne..degeneraci moralni, sojusznicy zbrodniarzy.. ?
https://vz.ru/world/2020/11/6/1069093.html
Oto prawdziwa twarz solidaruchów.. banderowcy, islamiści z Kosowa ale przecież z Gruzji, z Chorwacji, z Syrii...że o NATO nie wspomnę.... to jedna wielka rodzina (zbrodniarzy )... w tej rodzinie nie mogło zabraknąć bandytów przeklętych...i nie zabrakło..są na piedestale solidaruchów...
i na tym warto ocenić JPII i resztę KK ...sprawa całkowicie jasna i historycznie jednoznaczna.
To dzisiaj nie może budzić u nikogo uczciwego żadnych wątpliwości..
a jak budzi.. to musi być solidaruch... element globalnej mafii żydowskiej
albo innego KK....